Ktoś delikatnie trzymał moją rękę, jakby był to największy skarb na ziemi...
***
Zbudził mnie pisk pociągowych kół. Spojrzałam na zegarek. Ani minuty opóźnienia. Wstałam i wzięłam swój bagaż, który stanowiły dwie średnie walizki na kółkach. Udałam się w stronę wyjścia z pojazdu. Witaj Tokio, wielki świecie!
Kiedy wyszłam z dworca, ujrzałam niesamowity widok. Betonowe miasto, wielkie wieżowce...czy o tym marzyłam? Może...Mimo wszystko musiałam przetrzeć oczy ze zdumienia, gdyż nie byłam przyzwyczajona do takich widoków. Jednak podobało mi się. Miałam tylko nadzieję, że szybko się tu odnajdę.
Pojechałam taksówką pod dom, w którym miałam zamieszkać. Miał tam na mnie czekać agent nieruchomości, trzeba było jeszcze załatwić drobne formalności związanych z wynajęciem mieszkania. Kiedy przybyłam, ten przywitał mnie serdecznie. Potem udaliśmy się do miejsca, gdzie miałam rzekomo spędzić resztę mojej młodości...
Moje mieszkanie mieściło się w kamiennicy. Miała ona kilka pięter, mi przypisano to ostatnie. To raczej nie będzie aż taki problem, przynajmniej będę miała balkon. Udaliśmy się na samą górę. Biedny pan od nieruchomości nieźle się zasapał. No cóż, na szczęście to ja miałam tu mieszkać, a kondycję miałam już wyćwiczoną.
Pan zaczął szukać po kieszeniach klucza. W końcu go znalazł i otworzył drzwi. Moim oczom ukazało się mieszkanie: miało przestrzenny salon. Weszłam do niego śmiało i zaczęłam je "zwiedzać". Przytulna kuchnia, niewielka, ale urocza sypialnia i troszkę ciasnawa łazienka. Za to w salonie było wyjście na całkiem duży balkon. Udałam się tam. Widok był...nie tego się spodziewałam. Myślałam, że codziennie rano będę patrzeć na szare blokowiska, tymczasem tuż przy balkonie rosła spora wiśnia, było widać także wzgórza i pojedyncze domki. Westchnęłam, bo o czymś mi to przypomniało. O czymś, o czym wolałam zapomnieć.
***
Pan od nieruchomości na szczęście okazał się być dość rozgarnięty w papierkowej robocie, więc wszystkie formalności załatwiliśmy szybko. Tak oto mieszkanie z niespodziewanym widokiem z balkonu stało się moim lokum w wielkim mieście. Rozpakowałam szybko moje rzeczy, wzięłam prysznic i ogarnęłam się (moje włosy po podróży okazały się przypominać sierść yeti). Pomyślałam, że pójdę do jakiegoś pobliskiego sklepu kupić jakieś jedzenie, aby lodówka nie świeciła pustkami. Ponieważ nie znałam okolicy, postanowiłam poprosić o pomoc jednego z moich nowych sąsiadów. Błagam, oby ludzie mieszkający za ścianą byli w porządku.
Zapukałam do drzwi, które znajdowały się na przeciw moich. Poczekałam moment, jednak nikt nie otwierał. Zapukałam jeszcze raz. Cisza. Już miałam odchodzić kiedy nagle drzwi się otworzyły. Stał w nich czarnowłosy chłopak, może był nawet w moim wieku, dość wysoki. Jednak nie miał na sobie koszulki. Chyba właśnie wyszedł spod prysznica, bo jeszcze wycierał ręcznikiem swoje włosy. Czułam się trochę skrępowana, ale nadal pamiętałam, po co do niego zapukałam:
-Em, witaj. Nazywam się Shimada Rei. Ym, dopiero co się tu wprowadziłam i szukam jakiegoś sklepu, chcę kupić jedzenie...
-Wejdź-przerwał mi nagle.
Zawahałam się, ale mimo wszystko przyjęłam zaproszenie. Weszłam do jego mieszkania, ten od razu pokierował mnie do kuchni. Sam poszedł gdzieś, ale po chwili wrócił. Ubrał koszulkę:
-Usiądź-wskazał niewielki stołek-Na co masz ochotę?-zapytał, otwierając lodówkę.
Siedziałam i gapiłam się na niego. Po chwili się jednak ocknęłam:
-Um, nie musisz mi nic przyrządzać. Ja tylko chciałam zapytać, czy wiesz może gdzie jest pobliski sklep...
-Nie wiem-odpowiedział natychmiastowo.-Sam wprowadziłem się tu kilka dni temu. Zrobiłem zakupy w centrum, zaraz po przyjeździe. Łap!-rzucił mi puszkę jakiegoś napoju gazowanego.
Podziękowałam mu. Jednak musiałam go o coś zapytać:
-Jak się nazywasz?
Ten popatrzył na mnie, jakby zapomniał swojego nazwiska. Wziął łyk picia, po czym odparł:
-Yamato Jun.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Postanowiłam już pójść. Musiałam znaleźć jakiś sklep, jedna puszka picia nie wystarczy na cały dzień:
-Będę już wracać, poszukam tego sklepu.
Ten zerwał się jak oparzony i odparł:
-Pójdę z tobą.
Zdziwiłam się. Od dobrej minuty wiem, jak ma na imię, a ten już nie chce mnie opuszczać na krok?
-Dam sobie radę-uśmiechnęłam się do niego.
Jun westchnął i spojrzał mi w oczy:
-Nie byłbym tego taki pewien, bo...tutaj kręci się trochę podejrzanych typów...
Martwił się. Zna mnie moment, a już się martwi. Słodkie, aczkolwiek lekko niepokojące:
-Naprawdę sobie poradzę. Dzięki za gościnę, do zobaczenia-pożegnałam się i wróciłam do swojego mieszkania.
***
Szukałam sklepu, lecz nie mogłam niczego znaleźć. Raaany, mieszkam na jakimś odludziu? Spaceruję tak dobre pół godziny i nic. Szłam dalej. Wtem z oddali zobaczyłam jakiś kolorowy szyld. Czyżby moje poszukiwania w końcu przyniosły oczekiwany efekt? Przyniosły. Był to niewielki market. Jednak spokojnie mogłam zrobić w nim zakupy.
***
Wracałam obładowana siatkami. Powoli się ściemniało. Starałam się iść w miarę szybko, lecz torby z zakupami ograniczały moje możliwości. Byłam coraz bliżej domu, ale czułam się nieswojo. Jeszcze tylko ze sto metrów...Przyspieszyłam. Miałam wrażenie, jakby ktoś mnie śledził. Pięćdziesiąt metrów...
Nagle poczułam czyjś oddech tuż nad moim ramieniem. Wystraszona odwróciłam się gwałtownie. Stał tam mężczyzna, wyglądał na czterdziestkę. Schlany, to było widać. Zaczęłam się cofać, ten jednak szedł w moim kierunku:
-Odprowadzić panienkę? Ciemno jest!-powiedział do mnie.
Zaczęłam uciekać, ale ten cholerny pijak mnie gonił! Siatki mnie obciążały. Wtem ten złapał mnie mocno za rękę i zaczął gadać jak jakiś psychopata. Nie umiałam się wyrwać. Wtedy usłyszałam znajomy głos:
-Zostaw ją.
Nie wierzę. To był Jun. Podszedł do nas i...dał pijakowi w twarz. Złapał mnie szybko za rękę i pobiegliśmy do naszej kamiennicy. Kiedy dobiegliśmy, ten odprowadził mnie pod same drzwi mojego mieszkania, pomagając mi przy tym nieść moje zakupy:
-Raaany, a nie mówiłem? Następnym razem pójdę z tobą-powiedział.
Nie mogłam tak. Musiałam go o coś zapytać:
-Yamato...znasz mnie od kilku godzin, a martwisz się, jakbyś był moim ojcem. O co ci chodzi?
Chłopak złapał się za kark, westchnął i odrzekł:
-Fakt, znamy się krótko.W takim razie to za wcześnie, żeby o tym mówić.
Dziwny typ, ale i tak mu podziękowałam za ratunek. Ten podał mi moje zakupy, pożegnał się i odszedł do swojego mieszkania. Ja uczyniłam to samo.
Rzuciłam siatki na kuchenny stół. Potem poszłam do salonu, wyciągnęłam słuchawki i mp3. Przysiadłam pod ścianą i zaczęłam słuchać muzyki. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
~komentarze mile widziane.

ej,to jest wspaniałe. *-*
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie sie zapowiada~ :33
OdpowiedzUsuń