wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 6

Takie pytanko do Was na początek: Macie jakieś pomysły na nowe postacie? Byłabym wdzięczna za jakieś propozycje w komentarzach ^^
~~~~~~
Otworzyłam oczy. Strasznie bolała mnie głowa. Tkwiłam na szpitalnym korytarzu. Podtrzymywała mnie jakaś kobieta. Rozpoznałam ją. To doktor Hanabusa:
-Jak się czujesz?-zapytała.
Rozejrzałam się dookoła. Powoli próbowałam sobie wszystko przypomnieć.
Wtedy dotarło do mnie, co się stało:
-Czy...czy on...-próbowałam zadać pytanie lekarce, jednak po chwili łzy napłynęły mi do oczu.
Kobieta pogładziła mnie opiekuńczo po głowie:
-Żyje. Jest twardy. Dawno nie mieliśmy tu takiego przypadku. Przecież był reanimowany już dwa razy...ma w sobie naprawdę wiele siły.
Te słowa w jakimś stopniu mnie pocieszyły, ale nadal byłam zmartwiona. W końcu doktor Hanabusa nie powiedziała mi jasno w jakim stanie jest Jun. Sama nie wiedziałam, czy chcę to wiedzieć.
Nagle sobie o czymś przypomniałam. Właściwie to o kimś. Wstałam ze szpitalnego krzesła jak oparzona i pospiesznie pożegnałam się z lekarką. Musiałam jak najszybciej wracać do domu.
Przekroczyłam próg mojego mieszkania. Zapaliłam światło. Zobaczyłam, że Sachiko śpi na kanapie w salonie. Westchnęłam z ulgą. Ale i tak było mi głupio, że zostawiłam gościa (no, może bardziej przybłędę...chociaż w sumie to całkiem obraźliwe) samego. Nadal nie wiedziałam, co stało się w życiu nastolatki, a raczej wypadałoby to wiedzieć. W końcu tymczasowo przyjęłam ją pod swój dach.
Nagle poczułam zmęczenie. Spojrzałam w lustro, które wisiało w przedpokoju i się przeraziłam. Ujrzałam bladą twarz i czerwone, spuchnięte oczy. Włosy też do najschludniejszych nie należały. Może ogólnie nie należałam do najpiękniejszych, ale tak źle to ja dawno nie wyglądałam. Wzięłam szybki prysznic i już miałam iść spać, kiedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Bałam się spojrzeć kto to. Co jeśli to znów złe wiadomości ze szpitala? Nie wiem, czy znowu bym to wytrzymała, moje nerwy i tak dużo ostatnio przeszły...
To Naoko:
-Halo?-odebrałam telefon.
-Shimada-san, masz czas jutro? Chcę z tobą porozmawiać-głos Naoko brzmiał poważnie.
-Emm...raczej znajdę chwilę...
 ***
Czekałam w pobliskim parku. Dziewczyna się trochę spóźniała. A może to ja przyszłam za wcześnie? Nagle zobaczyłam Naoko idącą w moim kierunku:
-Em, witaj Hirose-san. O czym chciałaś ze mną porozmawiać? Może pójdziemy do jakiejś kawiarni, czy coś?
Naoko zmarszczyła brwi:
-Powiem krótko. Lepiej będzie, jeśli dasz Jun'owi spokój. Myślę, że i tak sprawiłaś mu już niemały kłopot.
Patrzyłam się na dziewczynę jak na idiotkę. Tego się zdecydowanie nie spodziewałam. Jeszcze wczoraj była taka miła...Nie, nie mogę tego tak zostawić:
-Ale wiesz, Jun mieszka naprzeciwko mnie, no i wiesz...Nie znasz raczej jego zdania na ten temat. Może on chce utrzymywać ze mną kontakt?
Chciałam dodać wzmiankę o tym, że jeszcze tydzień temu w dość nietypowy zresztą sposób wyznał mi swoje uczucia, ale uznałam, że to mogłoby tylko pogorszyć sytuację.
Naoko westchnęła, wyraźnie zirytowana:
-Słuchaj, ja nie jestem głupia. Zauważyłam, że nie jesteś mu obojętna. Ale będzie lepiej, jeśli nie będziesz mu wchodzić w drogę. To już nie są żarty. Zresztą, i tak pewnie nic do niego nie czujesz. A on...sama widziałaś w jakim stanie teraz jest.
Dziewczyna już odchodziła, a ja czułam jak wszystko się we mnie gotowało. Nie mogłam wytrzymać:
-SKĄD DO CHOLERY MOŻESZ WIEDZIEĆ, CO CZUJĘ?!
Naoko odwróciła się, była wyraźnie zdezorientowana.
-Nawet nie wiesz jak przez cały ten czas było mi głupio i źle z tym wszystkim! Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Jun jest poszkodowany z mojej winy! Cały swój czas poświęcałam na zamartwianie się o niego i zastanawianie się co do niego czuję...I wiesz co?! Ja...ja...Ja naprawdę zaczynam odwzajemniać jego uczucia!
Dziewczyna była zbita z tropu. Patrzyła się na mnie z niedowierzaniem. Po chwili jednak prychnęła i mruknęła coś w stylu "nie przegram z tobą". I odeszła.
Byłam zdenerwowana. Jednak ta cała "wymiana zdań" coś mi dała. Wreszcie zrozumiałam swoje uczucia.
Kiedy wróciłam do mieszkania, Sachiko od razu zauważyła mój negatywny nastrój:
-Shimada-san, co się stało?
Zdjęłam buty i westchnęłam:
-Nic takiego.
Sachiko skrzyżowała ręce:
-Powiedz mi! Widzę, że coś się dzieje!
W końcu uległam, ale pod warunkiem, że dziewczyna raczy w końcu opowiedzieć mi, dlaczego nie ma zamiaru wrócić do domu. Więc powiedziałam jej o rozmowie z Naoko, i co gorsza o moich nowo odkrytych uczuciach. W ten sposób Sachiko dowiedziała się również o obecnym stanie zdrowia Jun'a...
-Na co czekasz? Jedź do niego!-wrzasnęła zaraz po usłyszeniu historii.
-A-ale...
-Bez żadnych ale!
Ta dziewczyna jest niemożliwa. Wypchnęła mnie do przedpokoju i praktycznie wygoniła mnie z mojego własnego domu. Miałam wrażenie, że celowo powstrzymuje się od opowiedzenia mi o sobie...
Jednak mimo wszystko zdecydowałam się pojechać do Jun'a.
***
Dojechałam do szpitala. Jednak miałam problem. Nie miałam bladego pojęcia, w jakiej sali znajduje się teraz Jun. Wiedziałam, że na pomoc recepcjonistki nie mam co liczyć (w końcu nie byłam nikim z rodziny). Na szczęście z oddali korytarza nadchodziła znajoma twarz...:
-Rei-chan!-usłyszałam.
Doktor Hanabusa biegła do mnie z rozradowaną twarzą. Zastanawiałam się, co jest powodem tej radości...:
-Rei, mam dobre wieści! Stan Jun'a zmienił się na stabilny!
Zdziwiłam się:
-Ale...jak?
-Sama nie wiem, wszyscy lekarze się dziwią. Ten chłopak naprawdę jest niezwykły, i jaki silny. To prawdziwy cud. Powinnaś go docenić i dać mu szansę. Chodź zaprowadzę cię do niego.
Nie miałam szansy na powiedzenie czegokolwiek, gdyż lekarka pociągnęła mnie za rękę i zaczęła prowadzić przez szpitalne korytarze. W sumie, zastanawiałam się, skąd doktor Hanabusa wytrzasnęła ten cały tekst o "docenieniu Jun'a". Mimo wszystko, poczułam wtedy, jakby kobieta była mi naprawdę bliska. Była jak...matka.
Żałuję, że nie wychowałam się przy takiej matce, jaką mogłaby być doktor Hanabusa. Emanowało z niej ciepło i opiekuńczość. Była bezinteresowna, no i dużo mi pomogła. Zdecydowanie więcej niż moja rodzina w całym moim życiu.
Doszłyśmy do sali Jun'a. Nie wiedziałam, czy byłam gotowa się z nim zobaczyć. W jakimś stopniu dotknęły mnie słowa Naoko. Lekarka chyba zauważyła moją niepewność:
-Co się stało? Nie chcesz go odwiedzić?
-Ja...To nie tak. Po prostu...nie wiem czy powinnam wchodzić mu w drogę. Tyle się przeze mnie nacierpiał-pociągnęłam nosem, jednak powstrzymałam się od płaczu.
Kobieta uniosła jedną brew:
-Chodź, powiem ci coś.
Usiadłyśmy na korytarzowych krzesłach. Doktor Hanabusa kontynuowała:
-Wiesz, kiedy ciebie tu nie było, miałam okazję rozmawiać z Jun'em. Ciągle tylko chciał, byś do niego przyjechała. Gdyby wiedział, jak często tu jesteś i jak się o niego martwisz...No ale, nie o tym chciałam mówić. Jun tak ładnie o tobie opowiadał. No a moja kobieca intuicja podpowiedziała mi, że on chyba naprawdę się w tobie zakochał. Zwierzył mi się, że powiedział ci o swoich uczuciach, ale nadal nie wie, co ty czujesz...
Siedziałam chwilę ze spuszczoną głową. Jun...jemu chyba naprawdę na mnie zależy. Wtedy gwałtownie wstałam:
-Doktor Hanabusa!? Pójdę tam i z nim porozmawiam. Proszę, niech życzy mi pani powodzenia.
Lekarka powiedziała, że trzyma kciuki. Posłałam jej najcieplejszy uśmiech, na jaki było mnie stać. Kobieta zresztą uczyniła to samo w moim kierunku.
Weszłam do sali i zobaczyłam Jun'a leżącego w łóżku i czytającego jakąś książkę. Podeszłam bliżej:
-Em...witaj Yamato...
Chłopak natychmiast odlepił wzrok od lektury. Popatrzył w moją stronę. Faktycznie wyglądał już lepiej. Po chwili uśmiechnął się:
-Rei...jak dobrze cię widzieć.
Odwróciłam wzrok i poczułam, że się rumienię. Nazwał mnie po imieniu. Tak jak wtedy, kiedy wyznawał mi swoje uczucia...
Mimo wszystko usiadłam przy jego łóżku. Jun wydawał się być naprawdę szczęśliwy. Naprawdę go nie rozumiałam. Cieszył się, że przyszła do niego osoba, przez którą miał tyle problemów?
-Yamato, ja...
Nie. Nie wiem jak powiedzieć, że odwzajemniam jego uczucia.
-Ja...przepraszam za wszystko. Przyniosłam ci dużo kłopotów. Nie wiem, czy powinieneś się dalej widywać z kimś takim...
Jun pokręcił głową:
-Nie mów nawet takich rzeczy. Nie zniósłbym dłuższego nie widywania ciebie. Zresztą, wiesz co do ciebie czuję. Zastanawiam się tylko...
Wzięłam głęboki oddech. Nie będę tego dłużej w sobie trzymać:
-Jun, czuję to samo.
Kurczę, nazwałam go po imieniu. Chłopak przeniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał mi w oczy:
-Rei...-szepnął i mnie przytulił.
Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Nie wiem, jak je dokładnie nazwać...bezpieczeństwo? Chociaż to dziwne, czuć bezpieczeństwo dzięki osobie, która leży w szpitalu. Ale jednak...czy to nie on uratował mnie tyle razy?
Wtedy poczułam, że mogę na nim polegać.